Czasami traktuje się nas jak kosmitów – Jakub Pączkowski
Z Jakubem Pączkowskim, mieszkańcem Halemby cierpiącym na zanik nerwu wzrokowego, rozmawiamy o tym, co miasto i każdy z nas może zrobić dla słabowidzących i niewidzących rudzian.
Weronika Grychtoł: Jesteśosobą słabowidzącą od urodzenia?
Jakub Pączkowski: Nie do końca. 29 lat temu byłem najzdrowszym dzieckiem na oddziale położniczym. Komplikacje pojawiły się 6 miesięcy później. Lekarze zdiagnozowali wodogłowie, z którym sobie poradzono, alepojawiły się problemy ze wzrokiem. Dziś korzystam ze specjalnych lup, oprogramowania powiększającego, po mieście chodzę z białą laską. Widzę kształty i kolory… Na szczęście moja wada wzroku się nie pogarsza.
Czy Ruda Śląska jest przyjaznym miastem dla osób niewidomych i słabowidzących?
Na przestrzeni lat jest coraz lepiej. Dużo w ostatnich latach pojawiło się elementów, które pomagają nam w poruszaniu się po mieście. Już w większości autobusów nazwy przystanków są odczytywane na głos, jest też wiele przejść dla pieszych, gdzie działają klikacze, czyli dźwiękowa sygnalizacja…
Czego wciąż brakuje?
Na pewno przydałyby się w budynkach publicznych tabliczki z brajlem na drzwiach, cow danym pokoju można załatwić. Podobnie na ścianach – informacja i strzałki pokazujące w którą stronę iść, aby znaleźć dany pokój. Wśród mile widzianych ulepszeń wymieniłbym specjalne oznaczenia nawierzchniowe na przystankach komunikacji miejskiej. Stojącyw tym miejscu niewidomy to sygnał dla kierowcy autobusu, aby zatrzymał się na konkretnej wysokości i aby drzwi do wsiadania „wypadły” na wprost niewidomego. Działa to świetnie, wiem, bo tak jest m.in. w Dąbrowie Górniczej. Nie ukrywam również, że oferta miasta dla osób słabowidzących i niewidomych jest bardzo skromna. A uwielbiam wyszukiwać wydarzenia, w których mógłbym wziąć udział. Dla niewidomych miały być wprowadzone specjalne podkładki, umożliwiające samodzielne oddanie głosu w wyborach. Słyszałem jednak, że ostatnio były w naszym mieście z tym problemy - trwało to długo, zanim podkładka się znalazła, tworzyła się kolejka, inni mieszkańcy się wyraźnie niecierpliwili… Nad tym trzeba jeszcze popracować.
No właśnie, jak z Twojej perspektywy niepełnosprawni są postrzegani przez rudzian?
Czasami słyszę, jak ludzie mówią, że chcieliby spotkać kosmitów. A ja ma takie wrażenie, że nas, niepełnosprawnych, traktuje się właśnie jak takich „obcych”. Kiedyś w autobusie był duży tłok i pozajmowano wszystkie wolne miejsca, oprócz tego obok mnie. Nie wiem, może bali się, że ich zbiję tą moją laską? (śmiech). Kiedy indziej znowu usłyszałem, że niewidomym nie jest potrzebny prąd, bo przecież i tak nie widzą światła. Wystarczy trochę nas poznać, aby się przekonać, że jesteśmy tacy sami, jak inni.
Mam nadzieję, że masz też pozytywne doświadczenia…
Oczywiście, ludzie mają najczęściej dobre chęci. Kiedyś podbiegła do mnie młoda dziewczyna, studentka, która z zapałem i uśmiechem krzyknęła: „Zostaw ten kij, ja Ci pomogę!”. Ktoś powie, że było to dość obcesowe, ale dla mnie bardzo miłe. Czasami ludzie są tak otwarci, że 10 osób na raz chce pomóc mi wyjść z autobusu. Są jednak grupy, których wolę nie prosić o pomoc, jeśli naprawdę nie muszę. Z góry przepraszam, ale są to zwłaszcza osoby starsze, która mają problemy ze słuchem i tendencję do użalania się nad nami. A my bardzo tego nie lubimy. Inna moja obserwacja: zauważyłem, że kierowcy, widząc osobę z białą laską na „zebrze” dużo częściej niż kiedyś się zatrzymują. Tu ważna uwaga i apel - kiedy się zatrzymujecie, żeby nas przepuścić – uchylcie okno i powiedźcie głośno „Można przejść!” upewniając się najpierw, że kierowca z naprzeciwka też się zatrzymał.
Prawda jest taka, że nierzadko nie wiemy, jak się zachować, widząc osobę z białą laską. Czy zaproponowanie pomocy jest mile widziane, czy sami o nią poprosicie?
Wśród niewidomych są ludzie i ludziska. Niektórzy mają takie podejście, że jak będą potrzebować pomocy, sami o nią poproszą. Bardzo ważna jest bezinteresowność - zakupy w markecie, bez pomocy osoby widzącej, są dla nas nierealne. Inna sytuacja: kiedyś ktoś w dobrej wierze chciał mi pomóc, ale na pytanie: jak dojść do danego miejsca, otrzymałem odpowiedź: „Najpierw tam, a potem tam”, której towarzyszyło żywe gestykulowanie. Niestety dla mnie „tam” nic nie oznacza, ważne więc, aby takie odpowiedzi były precyzyjne. Najlepiej podejść z niewidomym ten kawałek. Jak? Kiedyś była taka „szkoła”, że niewidomy kładł rękę na ramieniu widzącego. Ale było to niewygodne. Lepiej iść po prostu pod rękę. Raz - wygląda to o wiele naturalniej, dwa - prowadzący może dawać wtedy niewidzącemu znaki np. podnosząc lekko rękę do góry, ostrzegamy przed stopniem, przyciskając rękę do siebie, dajemy znak, że będziemy przechodzić przez miejsce zatłoczone.
A gdyby ktoś chciał poznać Wasze środowisko lepiej i zaangażować się osobiście?
Osoby, które mają dobrą dykcję, mogą rozważyć kurs na audiodeskryptora. To taki drugi lektor, który opisuje nam to, co dzieje się na scenie czy ekranie kinowym, który opisze też dzieło sztuki czy przedstawienie. Równocześnie nie może on przeszkadzać innym oglądającym. W audiotece w Wirku takie pokazy filmów z audiodeskrypcją są organizowane raz na miesiąc, raz na dwa miesiące. Atmosfera, która panuje wtedy w bibliotece, jest fenomenalna i szkoda, że tak mało osób w tych spotkaniach uczestniczy…
A czy jest coś, czego nie powinniśmy robić?
Osoby niewidzące mają inne poczucie przestrzeni, czują zmieniający się ruch powietrza i wiedzą, kiedy np. przechodzą miedzy blokami. Dlatego, kiedy znienacka do takiej osoby podejdziemy, naruszamy troszkę jego intymną przestrzeń. Jeśli na przykład widzimy, że osoba niewidoma ma psa asystenta, nie powinniśmy podchodzić tylko po to, żeby go pogłaskać i wytarmosić za uszy. Zapominamy, że ten pies jest w pracy, a my go rozpraszamy.
Pół żartem, pół serio wspomniałeś, że adaptacja otoczenia do potrzeb słabowidzących przysłużyłyby się też tym, którzy ze wzrokiem nie mają kłopotu. Co miałeś na myśli?
Na przykład wypukłości przy krawężnikach. Myślę, że usprawniłoby to poruszanie się po mieście nie tylko niewidomym, ale też osobom, które wpatrzone w ekran telefonu są w stanie wejść komuś pod koła (śmiech). I nie byłby to pierwszy raz, kiedy to my przysłużylibyśmy się pełnosprawnym. Przecież książka mówiona powstała z myślą o osobach mających problemy ze wzrokiem, a dziś audiobooki są chętnie kupowane absolutnie przez wszystkich. Tak samo z syntezatorami mowy…Dziś korzystamy z nich powszechnie, chociażby po to, aby napisać sms ‘a bez klikania. Warto o tym pamiętać.
Spacer po mieście, podróż komunikacją miejską - niewidomi z tym wszystkim sobie radzą. Aż chce się zapytać – jak Wy to robicie?
Tak naprawdę nic nas nie ogranicza, tylko ludzkie przesądy i oczekiwania, bo za bardzo przywiązujemy uwagę do tego, co widzialne. Znam dobrego prawnika, którego klienci nie mają pojęcia, że jest on niewidomy! Tak opanował drogę do kancelarii, że radzi sobie bez laski. Gdyby klient zorientował się, że z jego sprawą zajmuje się niewidomy, od razu poszedłby do konkurencji. Prawnikowi, o którym mówię, pomaga żona, która para się tym samym zawodem. Znam niewidomego, który jeździ na nartach, gra w piłkę… Znajomy niewidomy z Wirku nauczył się jeździć na rowerze. Początki były trudne, ale opanował to. Ja, pomimo, że coś widzę, nie odważyłbym się na to, ale chętnie jeżdżę na tandemie. Jak widać, wszystko jest możliwe!
Komentarze (3) DODAJ