Historia każdego modelu jest fascynująca – Jan Kołodziej
Niech Pan opowie o swoim hobby.
Moim hobby jest modelarstwo kartonowe. Skupiam się na modelach pojazdów szynowych wozów strażackich.
Od kiedy zajmuje się Pan modelarstwem?
Praktycznie od 10 lat. Syn zaczął się tym interesować, postanowiłem mu pomóc. Później razem skleiliśmy pewien model i chciałem już wrócić do pasji z czasów młodości. Bo który kilkunastoletni chłopak nie przeżył przygody z modelami...
Czy takiego hobby może się podjąć każdy?
Sądzę, że tak. Teraz wszystko dostępne jest w postaci gotowych wycinanek z kartonu, które trzeba jedynie skleić czy domalować. Nie potrzeba do tego wygórowanych umiejętności. Ja projektuję takie wycinanki, które ukazują się w formie cyklicznych wydań. Są one dostępne w kraju. Czasem wędrują nawet do Japonii, Australii czy USA. Założyliśmy nawet kiedyś modelarnię w szkole. Dzieci świetnie się bawiły przy sklejaniu.
Jest Pan także sędzią modelarskim. Czyli modelarstswo jest jak dyscyplina sportowa?
Poniekąd tak. Na wystawy przyjeżdża ok.700-800 modeli, trzeba je dokładnie i fachowo ocenić. Wtedy potrzebni są sędziowie. Oceniamy jakość wykonania i panowanie modelarza nad kartonem. Interesują nas na przykład oblenia modelu czy symetryczność.
Niektóre modele powstają u Pana na zamówienie.
Tak, realizuję takie, jeżeli ktoś ma życzenie konkretnego modelu. Wykonałem nawet kiedyś duży model „Titanica” dla pewnego restauratora. W tej dziedzinie pomysłowość nie zna granic. Wiele osób z zagranicy także ma swoje życzenia. Przy zamówieniach indywidualnych najtrudniejsze jest zdobycie dokumentacji do danego modelu.
Obecnie Pana wystawa gości w filii nr 18 biblioteki w Halembie. Który egzemplarz jest tu najciekawszy?
Każdy ma ciekawą historię, pochodzenie. Zwiedzającym bardzo podoba się barwny model lokomotywy Jupiter. Jest na tyle fascynująca, że odtworzyli ją nawet w rzeczywistości współpracownicy Stevena Spielberga. Otrzymałem od Amerykanów plany (ponad 800 rysunków) tego modelu. Kiedy już wykonałem model i stworzyłem wycinanki do niego, w Ameryce stał się bardzo popularny. W ramach wdzięczności ze Stanów przysłano mi encyklopedię lokomotyw amerykańskich. To niesamowite dzieło, którego w Polsce nie znajdziemy.
Nauczył się Pan tego kunsztu sam?
Jako chłopiec chodziłem do modelarni na zajęcia, tam sklejaliśmy głównie szybowce, potem w domu z wycinanek „Małego Modelarza” próbowałem robić coś sam. Później po przerwie wróciłem do pasji i zacząłem się w tym doskonalić. I tak uczę się tej sztuki do dziś.
Umie Pan zliczyć ilość swoich modeli?
Nigdy tego nie liczyłem, ale opracowań wzorów do wydawnictw wykonałem około 40, zaś samych złożonych modeli będzie dużo więcej. Dochodzą do tego modele na zamówienie różnych firm. Czasem prezes chciałby mieć w gabinecie jakiś nietypowy egzemplarz. Oprócz moich wozów strażackich i pojazdów szynowych czasem pomagam synowi w wykonywaniu jego ulubionych pojazdów bojowych, choć on dawno mnie w tej materii przerósł.
Pan tworzy modele, których oryginały kiedyś istniały?
Tak, poza tym staram się, by większość obiektów, które rekonstruuję za pomocą modeli papierowych miała związek ze Śląskiem, a nawet z naszym miastem, jak np. wóz strażacki Star 20 jeżdżący kiedyś po ulicach Rudy Śląskiej. Interesuję się historią naszego miasta. Wykonałem kilka lat temu model kościoła pw.Trójcy Przenajświętszej w Kochłowicach, który bardzo się rudzianom spodobał.
Ile czasu zajmuje wykonanie modelu?
To zależy od jego złożoności. Kiedy wykonujemy prosty model z gotowej wycinanki, może nam to zająć miesiąc, zaś kiedy w grę wchodzą skomplikowane detale i wykonanie „od zera” - potrzeba nawet kilku lat. Robiliśmy z synem pewien niemiecki pojazd FAMO przez 2 lata. Jest to pojazd gąsienicowy, z czego jedna gąsienica składała się z 2,5 tysiąca kartonowych elementów i w dodatku jest ruchoma.
Czym dla Pana jest to hobby?
Jest to na pewno dobry sposób na spędzanie czasu wolnego. Trzeba też powiedzieć, że kiedy to hobby już człowieka "wciągnie", mimowolnie uczy się planowania swoich zajęć. To w życiu pomaga. Potrzebne modelarzowi dokładność, skrupulatność czy cierpliwość też z biegiem czasu przenoszą się na codzienność, w tym tą zawodową. Modelarstwo jest ponadto dobrą alternatywą nie tylko dla ludzi młodych. Jestem pewien, że wychowankowie naszych modelarni nie kupią farby w sprayu, by nabazgrać coś na murach domów, ale pomalują nią kolejny model. Tworzenie swojego własnego świata w miniaturze jest też pewnym sposobem "czarowania" rzeczywistości.
Czy modelarstwo według Pana wymiera czy przeżywa „drugą młodość”?
Było ono bardzo modne w czasach, w których u nas nie było takich zabawek. Wtedy każdy bawił się papierem, kombinował, starał się zrobić coś sam. Była taka potrzeba. Na samym szczycie zostali Ci najwytrwalsi, którzy się w tym udoskonalili i uznali, że to ich naprawdę pochłania. Dzisiaj znów tworzy się grupa, która chce tym dawnym mistrzom dorównać. Są większe możliwości, lepsze materiały, więc udaje im się to znakomicie. Ja, także jako projektant modeli, staram się, aby swoimi propozycjami zachęcić do modelarstwa. Przygotowuję modele dla początkujących z dobrym opisem, by nie były zbyt trudne i zniechęcające, ale także szukam tych najciekawszych. W Kochłowicach czy w Halembie prowadzone są zajęcia dla dzieci z modelarstwa, z czego bardzo się cieszę.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w modelarstwie.
Dziękuję.
Galerię modeli zobaczyć można na stronie internetowej autora:
www.jankolodziej.neostrada.pl
Komentarze (3) DODAJ
napolach było tamwiela miejsca iuciechy,pan
instruktor mioł proteza nogi,to był mondry gosc.
to inna Faja.